Bo swędzą...



Średnio raz na dobę czuję w nich jakieś mrowienie, oczy zaczynają szukać czegoś w domu, usiąść na ... nie mogę - no coś muszę zrobić. Ale to nie może być tak, że się jedną rzeczą zajmę na dłużej, dajmy na to na miesiąc, nie daj Boże cały rok :) To muszą być rzeczy ciągle nowe, najlepiej niezwiązane z sobą, żeby trzeba było szukać nowych narzędzi, przydasiów i innych drobiazgów. Kieszeń jeszcze tę moją chorobę wytrzymuje, ale jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie zmienić mieszkanko na dom albo jakiś magazyn wynająć :P
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gadanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gadanie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 marca 2015

Czasem się odchodzi, czasem się wraca :)

Wkurzyłam się. W związku z błędem - nikt nie wie jakim, ale na pewno u nas na komputerach - nie mogę się dostać na mojego bloga o szyciu. Od dwóch tygodni. I naszła mnie taka oto refleksja: po co poprawiać coś, co działa. Więc wracam tutaj na dobre, odkurzam, sprzątam i piszę. A mam ostatnio o czym, bo sporo się dzieje, mimo niechęci do maszyny, która mnie ogarnęła jakiś czas temu. 

W związku z tym, że muszę trochę przemeblowań poczynić i spróbować odzyskać posty z wordpressowego bloga, zacznę od wyzwania u Uli. 


Na blogu Sen Mai co miesiąc ogłaszane jest wyzwanie pod hasłem "5 dni do lepszego bloga". Tematy na marzec są takie:

* Dzień 1:  Moje plany na wiosnę.
* Dzień 2:  Domowej roboty...
* Dzień 3:  Trzy sposoby na...
* Dzień 4:  Nowa obsesja/pasja.
* Dzień 5:  Produkty, które każda kobieta powinna mieć.

Dzień drugi i piąty to wyzwania fotograficzne, pozostałe posty są opisowe. Będzie się można trochę o mnie dowiedzieć. 

czwartek, 25 września 2014

Podziały, przeprowadzki, itp.

Blog od jakiegoś czasu kuleje. Ponieważ:

  • poznałam niedawno Wordpressa i bardzo mi się spodobał,
  • zajmuję się ostatnio głównie szyciem i kieruję swe kroki w tę stronę,
  • chciałabym w niedługim czasie zająć się tym profesjonalnie,
  • czuję potrzebę uporządkowania i przejrzystości,
dlatego zapraszam Was w nowe miejsce. 


Zdarza mi się jednak czasami zrobić coś nieszyciowego. Dlatego ten blog również pozostaje. Dalej będę tu pokazywać krzyżyki, biżuterię i inne robótki, ale na szycie zapraszam tam. Na nowym blogu znajdziecie trochę rad dla początkujących krawcowych (z racji uczęszczania przeze mnie na profesjonalny kurs krawiecki), prace znalezione w sieci, które mnie inspirują, blogi szyciowe, które podczytuję (zagraniczne raczej oglądam :P ) i oczywiście to, co sama uszyję. 

Mam nadzieję, że nadal będziecie mnie odwiedzać, bo przecież zmiana adresu to nie wyprowadzka na koniec świata :)

piątek, 22 sierpnia 2014

Troszkę porządków

Poznanie Uli, na której wyzwanie odpowiedziałam niedawno spowodowało, że zaczynam się przyglądać swojemu blogowi innymi oczami. Pilnie chłonę jej artykuły na temat blogowania i wprowadzam zmiany. Dzisiaj stworzyłam pasek z kategoriami - najważniejszymi dla mnie - i z ciekawości przejrzałam posty oznaczone tymi etykietami. Jakie ja fajne rzeczy robiłam :) Zachciało mi się do nich wrócić: do krzyżyków, do koralików, do szycia. Pierwszy raz pomyślałam dzisiaj: niech się skończą wakacje, wrócę do domu i zabiorę się do pracy. Czekają na mnie niektóre hafty (do skończenia), bransoletki (do sfotografowania i pochwalenia się), szyciowe projekty (do wykończenia czy zrealizowania). Czeka też na mnie sporo zmian, zaplanowanych już dawno, ale odkładanych na kiedyś tam.

Jeżeli ktoś z Was chce skorzystać z fantastycznych porad Uli na temat blogowania, niech zajrzy do niej na blog i zapisze się na jej newsletter (warto!). Artykuł o kategoriach, z którego skorzystałam dzisiaj, jest tutaj.

piątek, 18 lipca 2014

5 dni do lepszego bloga - dzień 5

Temat: Mój typowy dzień.

Temat tego wyzwania, za każdym razem, gdy na niego patrzę, powoduje, że uśmiecham się pod nosem. A co to jest typowy dzień? Istnieje coś takiego w ogóle, kiedy ma się w domu:
  • jedną zbuntowaną piekielnie inteligentną 13-latkę, 
  • jedną 4-letnią, nie mniej inteligentną astmatyczkę,
  • jednego naukowca (oszczędźmy mu wyciągania metryki)
  • jedną czarną złośliwą kocicę (tak tak, złośliwą, no bo jak nazwać to, że układa się tylko na moich ubraniach i tylko na moich tkaninach i tylko na moich rzeczach, które szyję?)
Tu nie ma miejsca na "typowość". Ciągle coś się dzieje, ciągle coś wyskakuje, plany są zwykle weryfikowane przez życie i naprawdę rzadko zdarza się, że coś, co było zaplanowane udało się zrealizować od A do Z bez zmian.

No ale wyobraźmy sobie, że eliminujemy wyskoki dzieci i zdarza się coś takiego, co można nazwać spokojem :P Wtedy moje dni wyglądają tak:

Idę do pracy na ranną zmianę:

5.00 - obudzić się (co czasami trwa i z 15 minut), ogarnąć siebie, trochę dom, przygotować rzeczy do pracy.
6.00 - obudzić małą, ubrać, dać leki, wpakować do auta, zabrać do przedszkola.
7.00 - praca. W zależności od dnia kończę o 15, o 11, o 10 - różnie to bywa. Jeśli kończę wcześniej, jadę do domu, zaliczam prace porządkowe, pranie, zakupy, czasem szyję. W tygodniu nie gotuję, bo wszyscy jemy w swoich placówkach oświatowych :P Szczerze mówiąc tęsknię za garami, w weekendy i wakacje się wyżywam :) Jeśli kończę wcześniej, to przed 15 jadę po małą i męża, wracamy do domu.
Około 16.00 wszyscy są w domu, ogarniamy lekcje, zabawy z małą, rozmowy, przytulaski, kłótnie o sprzątanie w swoich pokojach, czasem jadę do pacjenta (jestem logopedą), czasem szyję.
Około 19.00 kolacja, kąpiel dla małej, leki, usypianie (przytulaski i smyranie po pleckach, gadanie na ucho, śmiechy, łaskotki i co nam jeszcze przyjdzie do głowy).
Od 20.00 mam jako tako czas dla siebie. Ale najczęściej padam wtedy na twarz i albo bezmyślnie siedzę przed tv albo klikam coś w sieci. No chyba, że papierki mnie wołają, to siedzę i piszę :/ Czasem szyłam, ale rzadko, bo mój łucznik głośnością dorównywał kombajnowi i wieczorem nie było jak szyć. Ale teraz mogę, bo Janomka jest cichutka jak myszka :)

Jeśli idę na popołudnie, hehe:

6.30 - pobudka i jak wyżej, jeśli potrzebuję auto, to odwożę małą i męża i wracam do domu, jeśli nie potrzebuję, to on sam ją odwozi.
Do 12.30 albo 9.30 albo 10.30 - w zależności od tego, na którą godzinę idę, robię coś w domu - porządki, itp. I tu wychodzi, dlaczego tam wyżej napisałam "hehe" - otóż zmiana poranna zaczyna mi się o 7 a popołudniowa o 10 :P Ale to i tak lepiej niż w poprzednim grafiku, kiedy zmiana popołudniowa jednego dnia zaczynała mi się o 8.30 :P
O 16.00 kończę i cała reszta leci jak poprzednio z tym, że w domu lądujemy koło 17.


Najfajniej jest w weekendy, bo nigdzie nie musimy być na czas i wtedy jest luźno, miło, spokojnie i plany jakoś się realizują same. Jeśli o mnie chodzi, to chciałabym, żeby moje miesiące składały się z samych weekendów :P Przynajmniej czasu na szycie miałabym więcej :)

czwartek, 17 lipca 2014

5 dni do lepszego bloga - dzień 4

Temat: Ulubiona książka/album muzyczny/film, do którego lubię powracać.

Temat - rzeka. Nie ma u mnie jednej ulubionej książki, jednego filmu, jednego albumu. Ale są autorzy, których czytam zawsze i namiętnie, są filmy oglądane po sto razy, są wykonawcy, których nowe albumy kupuję w ciemno i słucham aż do bólu :)


Miłością wielką darzę książki Paulo Coelho. Tytuł wybieram w zależności od nastroju, ale najbardziej wyczytane są dwie: "Alchemik" i "Piąta góra". Mam w nich nawet pozakreślane odpowiednie cytaty, które chwilami stawiają mnie na nogi. Ostatnio osobiście doświadczam mocy tych słów:

"I kiedy gorąco czegoś pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu."

Widocznie to, co ostatnio robię jest tym, co robić powinnam :)


Tu jest gorzej :) Nie jestem ukierunkowana na jeden gatunek muzyczny, słucham i muzyki klasycznej, i popu, i rocka, i metalu, i jazzu, i jeszcze wielu innych - wszystko w zależności od humoru. Ale ostatnio w odtwarzaczu siedzi płyta The Pianoguys. Dwóch mężczyzn z towarzyszami robią z wiolonczelą i fortepianem takie rzeczy, że szczęka opada. Polecam teledyski na Youtube - nagrywają je w takich miejscach, że słowo "niemożliwe" wypada ze słownika :P



W tym miejscu wychodzi ze mnie typowa baba :P Uwielbiam romantyczne filmy, szczególnie z Sandrą Bullock, Julią Roberts i Hugh Grantem. Ale moja wina, że oni tacy piękni?? :D I nieważne, że każdy film jest taki sam, według tego samego schematu - kocham je i już. A kiedy zaczynają mi się nudzić, zamieniam je na polskie komedie, też mogą być romantyczne.

środa, 16 lipca 2014

5 dni do lepszego bloga - dzień 3

Temat: 10 rzeczy, które lubię i 10 rzeczy, których nie znoszę.

Trudne zadanie przede mną. Zaczynam pisać post już po północy, żeby mieć trochę czasu na uzupełnianie tej listy. Bo ostatnio tak naprawdę się nad tym nie zastanawiam. Jedno, co się nie zmienia, to punkt pierwszy z listy "Nie lubię" - od zawsze są to banany i miód. Ale inne rzeczy? No nic, spróbuję :)

Lubię:
1. Spędzać czas z rodzinką - przytulać się, gadać, grać w gry planszowe, zwiedzać - po prostu być :)
2. Zapachy, szczególnie te, które przywołują we mnie miłe wspomnienia. Las iglasty nagrzany letnim słońcem, powietrze po burzy, niemowlę natarte oliwką, kluski parowane z sosem grzybowym...
3. Leżenie na słońcu w lesie, kiedy promienie grzeją moją twarz, widzę nad sobą błękitne niebo i czubki drzew.
4. Uczyć się nowych rzeczy - studiować, poznawać, próbować, stwierdzać, że to mi nie pasuje a tamto wychodzi mi rewelacyjnie. Sprawdzać się w nowych zadaniach. 
5. Uczyć - stąd mój zawód. Chyba nawet nieźle mi to wychodzi :)
6. Jeść i gotować. Piec słodkości. Patrzeć, jak ostatni kawałek ciasta schodzi z blachy jeszcze ciepły, bo nie zdążyło ostygnąć :)
7. Szyć. Tworzyć dla mojej córeczki, która potem z dumą prezentuje nowe ciuszki i nieproszona mówi: "Mama mi uszyła".
8. Uciekać z domu raz na jakiś czas, żeby pobyć sama ze sobą. Rzadko się to zdarza, raptem kilka dni w roku, ale potrzebuję tego, jak ryba wody.
9. Nowe technologie. Ale to pewnie wynika z chęci poznawania nowych rzeczy.
10. Poranki z kawą na świeżym powietrzu. Wystarcza mi balkon, ogród z huśtawką do leżenia z kubkiem kawy jest jak na razie jedynym argumentem, by mieć dom.

Nie lubię:
1. Bananów i miodu. Traumy z dzieciństwa, nie do przejścia. Próbowałam, słowo daję, ale nie da się :) Już ślimaki lepiej smakują, chociaż przełknąć się też nie dały :) Ale przynajmniej pogryzłam :P
2. Psich kup na trawnikach i chodnikach. Nie lubię, to mało powiedziane - nienawidzę. I żal mi mojego dziecka, którego nie mogę wypuścić na trawnik przed domem i któremu nie pozwalam zimą robić aniołków na śniegu (no chyba, że gdzieś w głębokim lesie).
3. Sprzątać. Powiedzmy to sobie szczerze i otwarcie :) Jest jednak wyjątek - mogę sprzątać, kiedy jestem sama w domu i nikt mi się nie plącze pod nogami, ale to się dzieje bardzo rzadko, więc generalnie jednak nie lubię :P
4. Prasować, bo to zbyt monotonne zajęcie :) Wyłączając z tego prasowanie podczas szycia, wtedy je kocham :P
5. Gdy ktoś budzi mnie wcześnie rano w wolny dzień. Gryzę wtedy i marudzę strasznie.
6. Papierkowej roboty. Chociaż wychodzi mi całkiem nieźle, ale robię ją tylko z nożem na gardle i spluwą przystawioną do skroni. Może dlatego mi dobrze wychodzi, adrenalina sprawia, że szybciej myślę :P
7. "Dobrych rad" otrzymywanych na ulicy od przypadkowych ludzi - najczęściej o tym, jak się powinnam zachować w stosunku do mojego dziecka. I tekstów tych samych osób, które mówią "jak nie pójdziesz z mamą, to cię zabiorę".
8. Dojrzewania mojego starszego dziecka. Niby pamięta wół, co robił te kilkanaście lat temu, ale i tak mnie wkurza jej zachowanie :P Trochę to jeszcze potrwa, więc może się przyzwyczaję :)
9. Hejterów. Błota i jadu wylewanego na innych wyłącznie z poczucia bezkarności, bo mam wrażenie, że "oko w oko" ludzie ci nie byliby już tak odważni.
10. Gdy mąż mówi: "Posprzątaj maszynę, chcę zjeść obiad przy stole" :P

No, jakoś poszło :) 


wtorek, 15 lipca 2014

5 dni do lepszego bloga - dzień 2

Temat: Dlaczego bloguję?

Sprawa ewoluowała. 
Początkowe założenie było takie: chcę mieć miejsce w sieci, gdzie będę chować sobie wszystko, co udało mi się zrobić. Wiele rzeczy robiłam na prezenty, zdarzało się, że po jakimś czasie już nie pamiętałam, co zrobiłam :) 
Kiedy blog zaczęło odwiedzać więcej ludzi zaczął służyć mi do podnoszenia samooceny - czekałam na te ochy i achy, że ładne, że piękne, że jak ty to robisz, itp. Starałam się robić jak najwięcej, żeby jak najwięcej zachwytów było :/
Potem przyszła depresja, blog zamarł. Na trzymiesięcznej terapii nauczyłam się m.in. tego, że nie mogę czekać na pochwały z zewnątrz, że pozytywna samoocena musi płynąć ze mnie, że to ja sama muszę się chwalić za to, co robię. Od tamtego czasu publikowałam posty, ale znowu na zasadzie pamiętnika moich poczynań. Jednak po jakimś czasie przeniosłam się na FB i blog ucichł na dobre. To wyzwanie jest ostatnią szansą, jaką sobie daję, ale po cichu liczę na to, że się uda :)

poniedziałek, 14 lipca 2014

5 dni do lepszego bloga - dzień 1

Temat: Historia nazwy mego bloga.

Skoro Ula wyzwała, a ja chcę spróbować, to zaczynamy...

Nazwa bloga to sama prawda - całkowicie oddaje to, co się ze mną dzieje. Ja muszę coś robić, bo inaczej palce nie dają spokoju. W związku z tym poznałam już sporo różnych technik robótkowych. Kilka z nich doskonalę, kilka, np. scrapbooking czy quilling porzuciłam zaraz po poznaniu, bo to nie moja bajka. Sporo jeszcze stoi w kolejce :)
Na dziś palce są najszczęśliwsze, gdy szyją lub szydełkują. Co powstaje?

* organizer na krzesło,


* kopertówka, która może być kosmetyczką - szyta na IVDLWC ze Stefcią, prezent imieninowy dla mojej siostry,


* kosmetyczka z quiltingiem - szyta na IVDLWC, też ze Stefcią, zdjęcie od Leny,


* płaszczyk z króliczymi uszkami,


* spódniczka z bawełny z wielkimi kieszeniami,


* szydełkowe naszyjniki z lnianego sznurka, tu akurat z kawałkami masy perłowej,


* sznury koralikowe robione na szydełku.


A dzisiaj powstanie sukienka dla mojej Starszaczki, dość duże wyzwanie, bo i córa już dość duża a mi jak na razie małe formy wychodzą najlepiej. Ale ćwiczenie czyni mistrza, więc... do roboty :)

środa, 9 października 2013

Nareszcie skończył się wrzesień :)

Tak, wiem, że się skończył już ponad tydzień temu :P Świętowałam tak długo jego koniec :P

A tak na poważnie - ze wszystkich miesięcy w roku najbardziej nie lubię września. Z prostej przyczyny: zaczyna się nowy rok szkolny a ja mam w pracy urwanie głowy. Na szczęście następny wrzesień dopiero za rok :D

Oczywiście prawie nic nie robiłam. Ale za to dostałam prezent - przepiękny, spodziewany, ale nie tak szybko, zrobiony z sercem i od serca :) Elu, tutaj bardzo Cię przepraszam za takie opóźnienie w ujawnieniu tego, co dla mnie przygotowałaś. Zdjęcia były gotowe już jakiś czas temu, prezenty są w użyciu, ale... no jakoś tak wyszło. Za to teraz patrzcie i podziwiajcie :)

Dostałam prezent, bo wzięłam udział w zabawie Podaj dalej na blogu Eli. Jeśli ktoś czeka na dramatyczne zdjęcia z otwierania paczki, rozrywania jej i wybebeszania kolejnych opakowań, to się nie doczeka. Otóż ja robię to w takim tempie, że nawet ktoś, kto stałby obok, nie nadążyłby z robieniem zdjęć :) A oto i cuda, które ukazały się moim oczom podczas wybebeszania :P

Całość ułożona w zgrabną kupkę :)


Poszewki na podusie idealnie pasujące do koloru kanapy :)


Uroczy woreczek z lawendą - tutaj już wypchany skarbami z następnego zdjęcia.


A oto i skarby :) Czekają na chwilę wolnego czasu.


Zdjęcia z serii "To moje" - od malucha nie mogłam się opędzić :P Śliczna kosmetyczka...


...i komplet biżuterii.


Ciąg dalszy biżutków - Mała zajęła się tymi z poprzedniego zdjęcia, więc mogłam podziałać zdjęciowo :P


Notes we własnoręcznie przez Elę wyhaftowanej i uszytej okładce - tak jeszcze nie umiem :(


Karteczka, będąca pamiątką z zabawy...


... i maleńki pakiecik, którego zawartość jest bardzo osobista :)


Elu, bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję za te wszystkie cudowności i jeszcze raz przepraszam za opóźnienie w publikacji.

Zgodnie z zasadami przy publikacji zdjęć prezentu ogłaszam taką zabawę i u mnie. Oto zasady (ściągnięte oczywiście od Eli):

1. Musisz mieć bloga.
2. Pierwsze trzy osoby, które w komentarzu wyrażą chęć wzięcia udziału w zabawie, otrzymają ode mnie niespodziankę, którą przygotuję i wyślę w ciągu 365 dni.
3. Po otrzymaniu prezentu obdarowany prezentuje upominek na swoim blogu i organizuje taką zabawę.
4. W zabawie można wziąć udział trzy razy.

No, to zapraszam :)

czwartek, 1 sierpnia 2013

W międzyczasie.

Sprzątanie po remoncie trochę nam się wlecze. A to trzeba było porządnie wietrzyć przez tydzień (Maluch ma astmę), więc wyjechaliśmy. Potem nowe "dorosłe" meble dla Starszaczki musiały dotrzeć do nas. Dwa dni składania i nareszcie można zacząć rozpakowywać kartony z książkami, zabawkami i - najważniejsze :) - z robótkami. W międzyczasie jednak nie leniuchowałam. Pożyczyłam od malucha kredki...


...i projektowałam bransoletki robione ściegiem peyote. Nauczyłam się je robić na warsztatach na III DLWC a efekt można zobaczyć tutaj.


Na początek przerysowałam sobie tamtą bransoletkę a potem zaczęłam tworzyć inne. Fajna zabawa, ale jakoś najlepiej wychodzą mi proste, geometryczne wzory.


Będę się niedługo chwalić efektami przekładania tego na koraliki.

W zeszły weekend spędziłam przemiły wieczór z Lucynką. Ta znajomość jest dowodem na to, że świat jest bardzo mały. Poznałyśmy się grając w tę samą grę w sieci. Od słowa do słowa okazało się, że robótkujemy i blogujemy :) I nawet mamy wspólnych znajomych! Od Lucynki dostałam piękny frywolitkowy naszyjnik i kolczyki z koralików.


Do niej powędrowała bransoletka szydełkowo-koralikowa.


Dziękuję, Lucynko, za super wieczór :)



piątek, 26 lipca 2013

U Tuwima :)

Nareszcie w domu. Wprawdzie jeszcze bałagan po gruntownym remoncie, ale pokazać co nieco mogę, tym bardziej, że nareszcie dokopałam się do swojego laptopa.
Jedną z wakacyjnych wycieczek odbyliśmy do Łodzi, specjalnie po to, by odwiedzić Tuwima w Manufakturze i zobaczyć obszydełkowaną lokomotywę.








Pociąg robi wrażenie :) Moim dziewczynom się spodobał, chociaż hitem dla najmłodszej była fontanna :)


A ja odkryłam, że w czasie jazdy świetnie się szydełkuje bransoletki, więc zrobiłam ich trochę. Pokażę w następnym poście, jak już dokopię się do kleju i je wykończę. Na szczęście wiem, gdzie leżą końcówki :D

poniedziałek, 1 lipca 2013

To już lipiec???

Strasznie zarobiona byłam. Coś tam zawsze się robiło, ale nic wielkiego do pokazania nie ma. Mogę się za to pochwalić, jakie cuda dostałam od mojej wymiankowej pary w wymiance "Kawa czy Herbata" na FB. 

Tu całość...

Komplecik arbuziastych podkładek pod kubeczki i dzbanek z herbatą - a posiadam takowy -  razem z ocieplaczem na kubek :)



Włóczki, z których powstanie coś dla Malucha, bo są mięciutkie i  w takich maluchowych kolorkach.


Karteczka z życzeniami i herbatki. Były jeszcze słodycze, ale moje dwa prywatne sępy rozprawiły się z nimi zanim zdążyłam zrobić zdjęcia.


Nastały wakacje, mam nadzieję spędzić je z szydełkiem w łapce, z koralikami, włóczkami, ewentualnie krzyżykami lub przed maszyną do szycia. Zaczynam z rozmachem, bo jadę na III DLWC. Weekend upłynie mi pod znakiem koralików i maszyny właśnie - już się nie mogę doczekać. Zdjęcia i relacja po weekendzie, chyba że w międzyczasie będę mieć czas na pisanie :D

sobota, 23 marca 2013

III DLWC - Wrocław :D

Jak co roku, tak i w tym Kwiat Dolnośląski organizuje Dolnośląskie Letnie Warsztaty Craftowe. Czekałam cierpliwie na rozkład jazdy, żeby się zapisać i... już jest :) Od razu wysłałam stosowne maile i teraz przede mną trzy miesiące radosnego czekania :D Kto chce dowiedzieć się czegoś więcej klika w obrazek :)


Zapisałam się na:
* Bransoletki Caprice u Calisty (to w piątek),
* Kwiaty z tkanin u Wolfann (sobota),
* Szycie kosmetyczki i torby u Stefci (cała niedziela).

Mam jeszcze wolne sobotnie przedpołudnie, ale się zastanowię, co tam wcisnąć :)

U Calisty byłam dwa lata temu na sutaszu, to nie moja bajka. U Stefci w zeszłym roku szyłam tildowego królika. Przez moją chorobę powinien trafić na listę UFO-ków, bo jego poćwiartowane zwłoki czekają do dzisiaj na zszycie i ubranko, może się doczekają niedługo. W tym roku generalnie wybieram szycie i biżuterię. Calista prowadzi jeszcze jedne warsztaty z bransoletkami i się nad nimi właśnie zastanawiam :) Szkoda, że nie ma sznura koralikowo-szydełkowego, bo sama nie mogę go rozkminić a do Weraph mam trochę za daleko. Chyba, że zaplanuję coś na wakacje :D

piątek, 1 lutego 2013

Pojedziemy na łów, na łów...

Najpierw rano wyjęłam ze skrzynki awizo. Oczka mi się zaświeciły - włóczka doszła!!! No, ale odebrać mogę dopiero po 17, więc przełożyłam wizytę na poczcie na "po pracy". Pojechałam do miasta, bo miałam w planach wizytę w księgarni. Ogłosili tam wyprzedaż z powodu likwidacji i upolowałam coś takiego:


Hehe, jak to mówią w Chinach - jeśli uczeń jest gotowy, mistrz sam się znajdzie :D

Segregator był osobno a do niego dobrałam ponad 15 zafoliowanych zestawów kart, w każdym zestawie coś koło 10 kart. To chyba były zestawy do zbierania, bo widać jakąś ciągłość. Karty podzielone na takie działy:






Co w środku, opiszę przy okazji, ale polowanie udało się pięknie, bo dałam za to w sumie 18 złotych polskich :)

Ale idźmy dalej. Po pracy zdążyłam na pocztę a tam kolejna niespodzianka, zamiast jednego listu - dwa. W pierwszym faktycznie włóczka. Piękna i mięciutka. Kolor troszkę przekłamany, ale jak już skończę chustę, to na pewno będzie lepsze światło - tak gdzieś koło lata :P




W drugim liście zamówione jakiś czas temu wstążeczki.















I o nich na razie cisza, bo one mają wziąć udział w małym tajnym projekcie, więc koniec gadania na ich temat :D W liście była jeszcze gazetka, ale o niej też przy okazji.

To tyle na temat zakupów i polowań, idę męczyć moją włóczkę :)