Bo swędzą...



Średnio raz na dobę czuję w nich jakieś mrowienie, oczy zaczynają szukać czegoś w domu, usiąść na ... nie mogę - no coś muszę zrobić. Ale to nie może być tak, że się jedną rzeczą zajmę na dłużej, dajmy na to na miesiąc, nie daj Boże cały rok :) To muszą być rzeczy ciągle nowe, najlepiej niezwiązane z sobą, żeby trzeba było szukać nowych narzędzi, przydasiów i innych drobiazgów. Kieszeń jeszcze tę moją chorobę wytrzymuje, ale jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie zmienić mieszkanko na dom albo jakiś magazyn wynająć :P

wtorek, 6 sierpnia 2013

Liczba UFO-ków musi być stała.

Inaczej byłoby dziwnie, nie? Przecież nie może być tak, że się wszystko dokończy i nic nad głową wisieć nie będzie. Dlatego oficjalnie na listę moich ufoludków wciągam Kalendarz LK, który haftuję w SAL-u u Hanulka. No nie idzie mi, nie wyrabiam się na czas. Wczoraj prawie mi się udało zrobić sierpień, ale zachciało mi się pysznego różowego wina i już się haftować nie dało :P 

Ale skoro kalendarz na listę trafił, to trzeba było coś z tej listy zdjąć. W czasie układania książek wpadła mi łapki ta - przywieziona z III DLWC.

Przypomniała mi, że w szafie leży nieszczęsny poćwiartowany tildowy królik, którego uczyłam się szyć - wstyd się przyznać - rok temu na II DLWC u Stefci. No to wyjęłam nieszczęśnika, nici, materiały od Cottonhill, maszynę do szycia i... do roboty :)
Najpierw ułożyłam sobie zwłoki...


Dużo nie było do roboty, bo tylko doszyć uszy i łapki, ale to robota ręczna, więc pewnie dlatego mnie odrzucało :) Już po chwili królik był cały i nawet twarz udało mu się dostać.





Potem było trochę gorzej... Szybka decyzja i okazało się, że królik będzie dziewczynką, więc szyję sukienkę. Pomógł mi tutek znaleziony na blogu Przydasie - wielkie dzięki, szczególnie za kapelusz, którego patrząc na wykrój, nie umiałam sobie wyobrazić :P A okazał się tak łatwy, że od niego zaczęłam - najważniejsze, żeby był szybki efekt, prawda?
Ale najpierw wybrałam materiał w truskaweczki...

... i posiedziałam nad nim z pół godziny, bo smutno było go ciąć ;P W końcu się wzięłam za cięcie...

 
a potem siadłam do maszyny i zrobiłam kapelutek.
No to króliczka jeszcze goła, ale za to w kapeluszu :P

Potem też poszło nieźle i po jakiejś godzince spędzonej na szyciu, odpędzaniu Malucha od maszyny, cięciu, odpędzaniu Malucha od nożyczek, prasowaniu i odpędzaniu Malucha od żelazka króliczka poszła do Starszaczki na sesję zdjęciową.




Nie napiszę, że wyszło super, bo oczy mam i widzę błędy, których narobiłam. Ale i tak kocham moją króliczkę, bo jest MOJA :) I zrobiona własnymi łapkami, które troszkę mniej swędzą :P

8 komentarzy:

  1. Nie, nie, nie! UFOki trzeba dobijac i nie robic kolenych. Bardzo meczace sa:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się jak mogę, ale wyłażą z różnych szaf :(

      Usuń
  2. Hi, hi, tak to już jest z tymi naszymi ufokami, musi być jakaś równowaga w przyrodzie:) A królisia bardzo urocza, pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha UFOki wysyłać na księżyc, niech tam posiedzą i patrzą, kiedy mogą zlecieć na "dokończenie". No po co mają nam psuć nerwy. Co do pani królikowej??? hmmmm co by tu napisać Basiu.....
    Cholerka no cudna jest, i nie pisz, że ma wady, bo ja widzę doskonałość, wykonaną przez Ciebie. cóż chcieć więcej..... ten kapelisik to ta kropeczka nad i

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie królisia jest śliczna.Też mam chęć taką uszyć,ale pewnie skończy się na chęciach.A te UFOKI widać każda je ma ,która coś robi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak się coś robi,to i ufoki czasami powstają..jak się nic nie robi to z czego mają powstać nasze kochane ufoki? Ja tez mam swoje i czasami jak sobie poleżą,odpoczną..to potem łatwiej się je wykańcza i dziwnie jakos wydaje się ,że wcale nie musiały tak długo czekać,bo zakończenie poszło bardzo szybciutko.
    Twoja królisia jest cudowna i wcale nie ma wad-ma same zalety, no i jest tylko Twoja..:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń