Najpierw miało mnie tam wcale nie być, bo studia. Potem w planach był tylko jeden warsztat, w niedzielę popołudniu, przejazdem. Stanęło na tym, że pojechałam w sobotę popołudniu i wróciłam w niedzielę wieczorem. W sobotę wieczorem miałyśmy szyć maskotki w strojach ślubnych na akcję "Szyję - pomagam". Jednak zdążyłam zrobić tylko ciało lalki a i tak mi się nie podoba, bo przypomina wyglądem kulturystkę :D Tu jeszcze w wersji bez włosów. Trzeba jej będzie urwać te łapki, ściąć ramionka i doszyć od nowa, bo przecież laska nie może tak wyglądać :P
W niedzielę od rana, w doborowym towarzystwie - z Natalią i Basią - pod kierunkiem Stefci siadłyśmy do maszyn. Dziewczyny szyły torbę składaną i zapinaną w kostkę, ja rzuciłam się na patchworkową gwiazdę. Efekt przeszedł moje oczekiwania, chociaż Stefcia miała trochę inne zdanie na temat wykonania :) Kto chce, szuka błędu, Stefcia, jak chcesz - rysuj kółeczko wkoło tego paskudztwa :P
Po pierogach i krótkiej przerwie drugi warsztat, w większym towarzystwie. Nie obyło się bez prucia, bo jakby to było, jakby się wszyło rzepy odpowiednio za pierwszym razem? No nudno by było. A tak, to zaliczyłam dwa dodatkowe prucia, bo drugie wszycie - już w domu - też było z lekka nieprzemyślane :P Ale już za trzecim razem wyszło git :D
Najpierw gotowy "wyrób".
A pod spodem...
Właśnie tak, mój Łucznik doczekał się ubranka. Według projektu brakuje tu jeszcze kieszonek i poduszki na igły, mnie się marzy pikowanie, ale boję się zepsuć dość dobrą robotę :)
Więcej zdjęć z etapów tworzenia - u Stefci i na blogu Kwiatu Dolnośląskiego.
cuda pozdrawiam ciepluteńko
OdpowiedzUsuń