Bo swędzą...



Średnio raz na dobę czuję w nich jakieś mrowienie, oczy zaczynają szukać czegoś w domu, usiąść na ... nie mogę - no coś muszę zrobić. Ale to nie może być tak, że się jedną rzeczą zajmę na dłużej, dajmy na to na miesiąc, nie daj Boże cały rok :) To muszą być rzeczy ciągle nowe, najlepiej niezwiązane z sobą, żeby trzeba było szukać nowych narzędzi, przydasiów i innych drobiazgów. Kieszeń jeszcze tę moją chorobę wytrzymuje, ale jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie zmienić mieszkanko na dom albo jakiś magazyn wynająć :P

środa, 6 listopada 2013

III DJWC - szyjemy :)

Najpierw miało mnie tam wcale nie być, bo studia. Potem w planach był tylko jeden warsztat, w niedzielę popołudniu, przejazdem. Stanęło na tym, że pojechałam w sobotę popołudniu i wróciłam w niedzielę wieczorem. W sobotę wieczorem miałyśmy szyć maskotki w strojach ślubnych na akcję "Szyję - pomagam". Jednak zdążyłam zrobić tylko ciało lalki a i tak mi się nie podoba, bo przypomina wyglądem kulturystkę :D Tu jeszcze w wersji bez włosów. Trzeba jej będzie urwać te łapki, ściąć ramionka i doszyć od nowa, bo przecież laska nie może tak wyglądać :P


W niedzielę od rana, w doborowym towarzystwie - z Natalią i Basią - pod kierunkiem Stefci siadłyśmy do maszyn. Dziewczyny szyły torbę składaną i zapinaną w kostkę, ja rzuciłam się na patchworkową gwiazdę. Efekt przeszedł moje oczekiwania, chociaż Stefcia miała trochę inne zdanie na temat wykonania :) Kto chce, szuka błędu, Stefcia, jak chcesz - rysuj kółeczko wkoło tego paskudztwa :P


Po pierogach i krótkiej przerwie drugi warsztat, w większym towarzystwie. Nie obyło się bez prucia, bo jakby to było, jakby się wszyło rzepy odpowiednio za pierwszym razem? No nudno by było. A tak, to zaliczyłam dwa dodatkowe prucia, bo drugie wszycie - już w domu - też było z lekka nieprzemyślane :P Ale już za trzecim razem wyszło git :D

Najpierw gotowy "wyrób".



A pod spodem...


Właśnie tak, mój Łucznik doczekał się ubranka. Według projektu brakuje tu jeszcze kieszonek i poduszki na igły, mnie się marzy pikowanie, ale boję się zepsuć dość dobrą robotę :)

Więcej zdjęć z etapów tworzenia - u Stefci i na blogu Kwiatu Dolnośląskiego.






piątek, 1 listopada 2013

Były sobie stare mężowskie spodnie...

Leżały w szafie i czekały na lepsze dni. I dzień nadszedł. Przeglądając strony typu DIY szukałam tutoriali do szycia torebek. Znalazłam m.in. taką. Nożyczki poszły w ruch :D Tutek był inspiracją, uszyłam ją trochę inaczej, wyszła nawet pojemna torba. Ma podszewkę z czterema kieszeniami i magnesik zamiast zapięcia na guzik. Przećwiczyłam przy niej nową prujkę, po raz pierwszy naszywanie kieszeni i montowanie magnesu, znalazłam stopkę do wszywania zamków do mojej maszyny i złamałam igłę - i tak się dziwię, że na jeansie tylko jedną (zwykle przy skracaniu spodni łamię ze dwie). 

No to czas na zdjęcia.


Kieszonka na długopis.


 Magnesik :)


Najłatwiejsze za mną, teraz doszywanie uszu.


Gotowa na wieszaczku...


...i w łapkach modelki :D



A jutro zabiorę ją na III DJWC - jadę szyć :D Zdjęcia wkrótce.

niedziela, 20 października 2013

Kiedy trzeba siedzieć w domu...

Wtedy człowiek z nudów robi pożyteczne rzeczy :P Ja zaczęłam dalej przyszywać serca na narzutę, ale wkurzały mnie resztki nici walające się wkoło (chociaż mam kosz obok siebie) i kot, który na nie polował. Maluch też roznosi to wszystko po domu, bo oczywiście bez jej asysty nie da się nic zrobić. Przypomniało mi się, że Róża Rozpruwacz, u której miałam okazję szyć ze Stefcią swoją piękną suknię, miała ekstra igielniki z workami na szyciowe resztki. I gdzieś podała link do tutka. Zapisałam go sobie pilnie w zakładkach i jak zwykle zostawiłam na później. To później nadeszło dzisiaj :)

Szybciutko przeliczyłam cale na centymetry, pocięłam materiał w słonie od Cottonhill i jazda do pracy! :)

Pięknie słoneczko dzisiaj u nas świeciło :)


To czerwone pod spodem, to wnętrze worka na ścinki.


Nawet zawias na obciążenie się znalazł.


I gotowe :)


wtorek, 15 października 2013

Patchworki, mam nadzieję, że nie potworki :)

Umyśliłam sobie, że dla Malucha na łóżko uszyję patchworkową narzutę. W serduszka. I będę - z czystej ciekawości - liczyć, ile godzin mi to zajmie. Narzuta będzie z białych kwadratów z sercami naszytymi w formie aplikacji i kwadratów w pastelowe paski. Oczywiście w odcieniach różu i fioletów, inne kolory u Malucha nie przejdą :)

Na razie narysowałam sobie projekt, policzyłam wszystko, narysowałam i wycięłam serca oraz wycięłam kwadraty w paski - tu ukłon w stronę mojego S., który na imieniny w zeszłym roku uszczęśliwił mnie krążkowym nożem :) Wygląda to wszystko tak:




A zajęło na razie w sumie 3 godziny.

Wracając do Pani Sowy - jeżeli ktoś chciałby mieć ją na własność a jednocześnie wspomóc Lenkę, niech klika w obrazek  i licytuje :)


niedziela, 13 października 2013

Dla Lenki.

Poznałam ją nie tak dawno, w Lubinie na warsztatach Zdolnych Rąk, które organizuje. Jest osobą energiczną, niesamowicie ciepłą, otwartą na innych i pomocną. I właśnie dlatego - kiedy straciła swój sprzęt, potrzebny do pracy - zdecydowałam się dołączyć do grupy organizującej pomoc dla Leny. W związku z tym powstała Pani Sowa. Zrobiona z bawełny kupionej w Tchibo (ha ha ha, przecież to kawa :P ).

Wycięte...


...spięte...


...Starszaczka przymierzyła oczka :)




Ponieważ Sowa jest dla osoby z wielkim serduszkiem, wszyłam kawałek tasiemki w serca :D


Sowa gotowa!



Starszaczka już zamówiła sobie taką, tylko ma być większa. Może w któryś wolny weekend...

środa, 9 października 2013

Nareszcie skończył się wrzesień :)

Tak, wiem, że się skończył już ponad tydzień temu :P Świętowałam tak długo jego koniec :P

A tak na poważnie - ze wszystkich miesięcy w roku najbardziej nie lubię września. Z prostej przyczyny: zaczyna się nowy rok szkolny a ja mam w pracy urwanie głowy. Na szczęście następny wrzesień dopiero za rok :D

Oczywiście prawie nic nie robiłam. Ale za to dostałam prezent - przepiękny, spodziewany, ale nie tak szybko, zrobiony z sercem i od serca :) Elu, tutaj bardzo Cię przepraszam za takie opóźnienie w ujawnieniu tego, co dla mnie przygotowałaś. Zdjęcia były gotowe już jakiś czas temu, prezenty są w użyciu, ale... no jakoś tak wyszło. Za to teraz patrzcie i podziwiajcie :)

Dostałam prezent, bo wzięłam udział w zabawie Podaj dalej na blogu Eli. Jeśli ktoś czeka na dramatyczne zdjęcia z otwierania paczki, rozrywania jej i wybebeszania kolejnych opakowań, to się nie doczeka. Otóż ja robię to w takim tempie, że nawet ktoś, kto stałby obok, nie nadążyłby z robieniem zdjęć :) A oto i cuda, które ukazały się moim oczom podczas wybebeszania :P

Całość ułożona w zgrabną kupkę :)


Poszewki na podusie idealnie pasujące do koloru kanapy :)


Uroczy woreczek z lawendą - tutaj już wypchany skarbami z następnego zdjęcia.


A oto i skarby :) Czekają na chwilę wolnego czasu.


Zdjęcia z serii "To moje" - od malucha nie mogłam się opędzić :P Śliczna kosmetyczka...


...i komplet biżuterii.


Ciąg dalszy biżutków - Mała zajęła się tymi z poprzedniego zdjęcia, więc mogłam podziałać zdjęciowo :P


Notes we własnoręcznie przez Elę wyhaftowanej i uszytej okładce - tak jeszcze nie umiem :(


Karteczka, będąca pamiątką z zabawy...


... i maleńki pakiecik, którego zawartość jest bardzo osobista :)


Elu, bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję za te wszystkie cudowności i jeszcze raz przepraszam za opóźnienie w publikacji.

Zgodnie z zasadami przy publikacji zdjęć prezentu ogłaszam taką zabawę i u mnie. Oto zasady (ściągnięte oczywiście od Eli):

1. Musisz mieć bloga.
2. Pierwsze trzy osoby, które w komentarzu wyrażą chęć wzięcia udziału w zabawie, otrzymają ode mnie niespodziankę, którą przygotuję i wyślę w ciągu 365 dni.
3. Po otrzymaniu prezentu obdarowany prezentuje upominek na swoim blogu i organizuje taką zabawę.
4. W zabawie można wziąć udział trzy razy.

No, to zapraszam :)

środa, 4 września 2013

Dalej koraliki.

Dokończyłam tę Starszaczkową bransoletkę. Dziecko zadowolone, ja w sumie też, może z zapięcia mniej, ale następnym razem będzie lepiej :)




Potem spróbowałam zrobić listek z projektu, o którym wspominałam tutaj. Nierówno, muszę się jeszcze pouczyć odpowiedniego dociągania i napinania nici, ale broszka w sumie fajna dość wyszła, maleństwo takie.




Lubię te początki, bo nikomu ich nie daję i są tylko moje :)

wtorek, 3 września 2013

Hanulkowy wrzesień.

Tym razem się wyrobiłam :) Pościk króciutki, tylko na temat wrześniowego obrazka.
Starszaczka, gdy go zobaczyła, od razu rzuciła: o, szkołę haftujesz. No w życiu bym się nie domyśliła, ale po namyśle i przyjrzeniu się doszłam do wniosku, że może być szkoła. Może być?





A teraz szybko do października, żebym już więcej opóźnień nie miała.

poniedziałek, 2 września 2013

Miało być coś wielkiego...

I jest! Nareszcie skończyłam. Z miesiąc temu umówiłam się ze Stefcią na szycie sukienki. Ona uczyła, ja pilnie słuchałam, patrzyłam i szyłam :) Wszystko odbyło się na szybko, bo wciśnięte pomiędzy jeden a drugi wyjazd wakacyjny. Jednego wieczoru odwiozłam rodzinkę do rodziców, rano wcześnie wstałam, wpadłam do siostry na śniadanie a potem do Wrocławia do Róży Rozpruwacz - tam się odbyła cała nauka. Po ośmiu godzinach zakończonych jeszcze zakupami materiałów z Cottonhill spotkałam się znowu z siostrą na kawie i z powrotem do rodzinki. Wszystko na wariata, ale zaplanowane co do minuty :D

A teraz do rzeczy. Cytat z maila od Stefci: "wiem jak szyjesz, to na pewno nie będę obniżać poziomu :P". Ups, robi się ciekawie :D Z ustaleń wynikło, że sukienka będzie do ziemi, z podszewką i zamkiem - drugi raz w życiu wszywałam zamek. Zdjęć by nie było wcale, gdyby Stefa przytomnie ich nie zrobiła. Ja z przejęcia nie zrobiłam żadnego, dopiero w domu przy wykańczaniu.

W ciągu ośmiu godzin poczytałam instrukcję w Burdzie (z której nic nie zrozumiałam :P ), przerysowałam wykrój, wykroiłam części sukienki i podszewki, pozszywałam, zrobiłyśmy dwie przymiarki, wszyłam zamek, pomarszczyłyśmy spódnicę, jakby była jeszcze godzinka, to kiecka byłaby skończona. Ale nie było, więc w domu musiałam wyciąć podszewkę pod spódnicę, zmarszczyć, wszyć i wykończyć dół. Dałam radę, efekt jest - moim zdaniem - rewelacyjny :) Jak na pierwszy raz, oczywiście, bo żeby nie było, widzę błędy.

Dobra, koniec gadania - pokazuję. Pierwsze cztery zdjęcia dzięki uprzejmości i przytomności umysłu Stefci :)




Tak wyglądałam przed wyjściem od Róży:


W domu kiecka trochę musiała odczekać, wczoraj wieczorem wyjęłam z worka...


...docięłam i zmarszczyłam podszewkę...


...przyszyłam...


...o właśnie tak.


Po zrobieniu jeszcze paru innych metrów szwów i uprasowaniu wskoczyłam w kieckę i poprosiłam pięknie o portrecik :) Cała ja :D


Jestem bardzo z siebie dumna. Jak patrzę na tę sukienkę, to nie wierzę, że to ja sama tymi łapkami zrobiłam. No nie wierzę :)

A, i jeszcze jedno - od wczoraj wzdycham do overlocka. Rewelacyjna sprawa :)