Nowa?? Eee, nie taka znowu nowa, ale na pewno najnowsza :) Oczywiście szycie.
Zaczynałam mając jakieś osiem, może dziewięć lat, na starej maszynie babci. Szyłam króliczki - maskotki, potem ubranka dla Barbie, jakieś nieskomplikowane stroje do szkolnych przedstawień. Potem długa przerwa i powrót do maszyny, tym razem trochę poważniej. Jakaś pościel, firanki i takie tam drobiazgi. Od Teściowej dostałam maszynę pod choinkę :) Ale i tak przez kilka lat służyła tylko do skracania spodni, szycia prostych maskotek dla Starszej, szczytem było uszycie falbaniastej spódnicy na gumce dla dziewczynki do tańca.
W 2012 na warsztatach organizowanych przez Kwiat Dolnośląski poznałam Stefcię. Uszyłam wtedy u niej tildowego królika - na koniec warsztatów wyglądał tak, a po wykończeniu...
Rok później latem - torbę i kosmetyczkę, które można zobaczyć tutaj. Potem umówiłam się na osobiste warsztaty ze Stefą u Róży Rozpruwacz (tak, tak - jeżdżę 200 kilometrów, żeby sobie poszyć w doborowym towarzystwie). Tam zabrałam się za coś tak wielkiego, że do dzisiaj się dziwię, że to ja uszyłam, osobistymi rękami :P
Jesienią uczyłam się szyć patchworkową gwiazdę
a mój Łucznik dostał pokrowiec.
Na ostatnim zlocie spędziłam ze Stefą całe trzy dni - spałam w sumie osiem godzin (przez cały weekend) i szyłam, szyłam, szyłam... I chyba to wtedy podjęłam decyzję o tym, że idę do szkoły krawieckiej. Teraz uczę się konstrukcji odzieży, stylizacji i szyję. Może nie tak dużo, jakbym chciała, ale zawsze moje umiejętności idą do przodu. I spotykam się z fantastycznymi dziewczynami z grupy Częstochowa Szyje.
A o tym, że to obsesja niech świadczy fakt, że mogłabym jeszcze pisać, ale się ograniczam :) Ten post mógłby mieć kilometrową długość :P