Inaczej byłoby dziwnie, nie? Przecież nie może być tak, że się wszystko dokończy i nic nad głową wisieć nie będzie. Dlatego oficjalnie na listę moich ufoludków wciągam Kalendarz LK, który haftuję w SAL-u u Hanulka. No nie idzie mi, nie wyrabiam się na czas. Wczoraj prawie mi się udało zrobić sierpień, ale zachciało mi się pysznego różowego wina i już się haftować nie dało :P
Ale skoro kalendarz na listę trafił, to trzeba było coś z tej listy zdjąć. W czasie układania książek wpadła mi łapki ta - przywieziona z III DLWC.
Przypomniała mi, że w szafie leży nieszczęsny poćwiartowany tildowy królik, którego uczyłam się szyć - wstyd się przyznać - rok temu na II DLWC u Stefci. No to wyjęłam nieszczęśnika, nici, materiały od Cottonhill, maszynę do szycia i... do roboty :)
Najpierw ułożyłam sobie zwłoki...
Dużo nie było do roboty, bo tylko doszyć uszy i łapki, ale to robota ręczna, więc pewnie dlatego mnie odrzucało :) Już po chwili królik był cały i nawet twarz udało mu się dostać.
Potem było trochę gorzej... Szybka decyzja i okazało się, że królik będzie dziewczynką, więc szyję sukienkę. Pomógł mi tutek znaleziony na blogu Przydasie - wielkie dzięki, szczególnie za kapelusz, którego patrząc na wykrój, nie umiałam sobie wyobrazić :P A okazał się tak łatwy, że od niego zaczęłam - najważniejsze, żeby był szybki efekt, prawda?
Ale najpierw wybrałam materiał w truskaweczki...
a potem siadłam do maszyny i zrobiłam kapelutek.
No to króliczka jeszcze goła, ale za to w kapeluszu :P
Potem też poszło nieźle i po jakiejś godzince spędzonej na szyciu, odpędzaniu Malucha od maszyny, cięciu, odpędzaniu Malucha od nożyczek, prasowaniu i odpędzaniu Malucha od żelazka króliczka poszła do Starszaczki na sesję zdjęciową.
Nie napiszę, że wyszło super, bo oczy mam i widzę błędy, których narobiłam. Ale i tak kocham moją króliczkę, bo jest MOJA :) I zrobiona własnymi łapkami, które troszkę mniej swędzą :P
Nie, nie, nie! UFOki trzeba dobijac i nie robic kolenych. Bardzo meczace sa:(
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę, ale wyłażą z różnych szaf :(
UsuńHi, hi, tak to już jest z tymi naszymi ufokami, musi być jakaś równowaga w przyrodzie:) A królisia bardzo urocza, pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńHaha UFOki wysyłać na księżyc, niech tam posiedzą i patrzą, kiedy mogą zlecieć na "dokończenie". No po co mają nam psuć nerwy. Co do pani królikowej??? hmmmm co by tu napisać Basiu.....
OdpowiedzUsuńCholerka no cudna jest, i nie pisz, że ma wady, bo ja widzę doskonałość, wykonaną przez Ciebie. cóż chcieć więcej..... ten kapelisik to ta kropeczka nad i
Dzięki :) aż się zarumieniłam :D
UsuńDla mnie królisia jest śliczna.Też mam chęć taką uszyć,ale pewnie skończy się na chęciach.A te UFOKI widać każda je ma ,która coś robi.
OdpowiedzUsuńJak się coś robi,to i ufoki czasami powstają..jak się nic nie robi to z czego mają powstać nasze kochane ufoki? Ja tez mam swoje i czasami jak sobie poleżą,odpoczną..to potem łatwiej się je wykańcza i dziwnie jakos wydaje się ,że wcale nie musiały tak długo czekać,bo zakończenie poszło bardzo szybciutko.
OdpowiedzUsuńTwoja królisia jest cudowna i wcale nie ma wad-ma same zalety, no i jest tylko Twoja..:)
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń