Bo swędzą...



Średnio raz na dobę czuję w nich jakieś mrowienie, oczy zaczynają szukać czegoś w domu, usiąść na ... nie mogę - no coś muszę zrobić. Ale to nie może być tak, że się jedną rzeczą zajmę na dłużej, dajmy na to na miesiąc, nie daj Boże cały rok :) To muszą być rzeczy ciągle nowe, najlepiej niezwiązane z sobą, żeby trzeba było szukać nowych narzędzi, przydasiów i innych drobiazgów. Kieszeń jeszcze tę moją chorobę wytrzymuje, ale jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie zmienić mieszkanko na dom albo jakiś magazyn wynająć :P

niedziela, 25 sierpnia 2013

Powolutku...

Miałam Wam pokazać coś wielkiego, ale pani dentystka zablokowała moje prace na kilka dni (5 szwów i opuchlizna, zakaz jakiegokolwiek dźwigania i przemęczania się) :(  Wczoraj troszkę mi się poprawiło, więc wyjęłam koraliki, bo lekkie są :P Zabrałam się za peyote'ową bransoletkę, którą projektowałam tutaj. Dobrałam sobie kolory, ale trochę mi nie pasują... Zobaczymy, jak wyjdzie w całości, na razie jest jej tyle:


Kawałek projektu...


i miejsce pracy.


Starszaczka zaglądała przez ramię, chodziła wkoło, widziałam, że coś chce :) W końcu pytam:
- No co tam?
- Zrób mi też takie...

Chwilę wybierała koraliki, po krótkiej dyskusji wyszło, że wzór będzie bardzo prosty, żeby się szybko zrobiło. Wybrała Ceylon Smoke i Ceylon Frosted Smoke (TOHO 11o).




Z chęcią się zgodziłam, bo tamten wzór daje mi w kość, trzeba się skupiać na maksa cały czas, żeby nie było pomyłek a i tak się zdarzają i prułam już kilka razy. Na szczęście sprawdzam na bieżąco każdy rządek. Tutaj lecę prawie bez myślenia, bo Starszaczka wymyśliła prosty układ.



Matowe w środku, błyszczące na zewnątrz, wzór pilnuje się sam :) Chudą ma łapkę to moje dziecię, więc pewnie dzisiaj skończę. I dobrze, bo coś jeszcze koralikowego mnie kusi. W połowie wakacji kupiłam na FB od Kasi kilka zagranicznych gazet i książkę o koralikowaniu. I w książce znalazłam projekt, który bardzo mnie kusi.


Nazywa się...




Sznur ciekawy, ale najbardziej podobają mi się te listki i kwiatki.

Piękne są :)

A teraz idę odpoczywać i pozbywać się opuchlizny, żebym mogła w końcu siąść do maszyny. Ups :) troszkę się wygadałam :P

wtorek, 20 sierpnia 2013

Piegucha ma rację :)

Ufoki jednak należy dobijać, więc na ostatni wakacyjny wyjazd zabrałam jedynie kalendarz LK i pojechałam z mocnym postanowieniem wykończenia go. Udało mi się częściowo. Najpierw zrobiłam maj i dokończyłam sierpień.







Potem nadszedł czas na wrzesień, żeby sobie nie robić następnych tyłów. Prezentacja pierwszego września, zgodnie z zasadami zabawy.
Tutaj wszystkie cztery, które są gotowe (oprócz września oczywiście).


Brakuje jeszcze marca, kwietnia, czerwca i lipca. Marzec będzie następny, już nawet zaczęłam :)


Nadgoniłam niedużo, bo w międzyczasie udało mi się czegoś nauczyć. W następnym poście pokażę efekty, będą spore, jak na mnie :D

wtorek, 6 sierpnia 2013

Liczba UFO-ków musi być stała.

Inaczej byłoby dziwnie, nie? Przecież nie może być tak, że się wszystko dokończy i nic nad głową wisieć nie będzie. Dlatego oficjalnie na listę moich ufoludków wciągam Kalendarz LK, który haftuję w SAL-u u Hanulka. No nie idzie mi, nie wyrabiam się na czas. Wczoraj prawie mi się udało zrobić sierpień, ale zachciało mi się pysznego różowego wina i już się haftować nie dało :P 

Ale skoro kalendarz na listę trafił, to trzeba było coś z tej listy zdjąć. W czasie układania książek wpadła mi łapki ta - przywieziona z III DLWC.

Przypomniała mi, że w szafie leży nieszczęsny poćwiartowany tildowy królik, którego uczyłam się szyć - wstyd się przyznać - rok temu na II DLWC u Stefci. No to wyjęłam nieszczęśnika, nici, materiały od Cottonhill, maszynę do szycia i... do roboty :)
Najpierw ułożyłam sobie zwłoki...


Dużo nie było do roboty, bo tylko doszyć uszy i łapki, ale to robota ręczna, więc pewnie dlatego mnie odrzucało :) Już po chwili królik był cały i nawet twarz udało mu się dostać.





Potem było trochę gorzej... Szybka decyzja i okazało się, że królik będzie dziewczynką, więc szyję sukienkę. Pomógł mi tutek znaleziony na blogu Przydasie - wielkie dzięki, szczególnie za kapelusz, którego patrząc na wykrój, nie umiałam sobie wyobrazić :P A okazał się tak łatwy, że od niego zaczęłam - najważniejsze, żeby był szybki efekt, prawda?
Ale najpierw wybrałam materiał w truskaweczki...

... i posiedziałam nad nim z pół godziny, bo smutno było go ciąć ;P W końcu się wzięłam za cięcie...

 
a potem siadłam do maszyny i zrobiłam kapelutek.
No to króliczka jeszcze goła, ale za to w kapeluszu :P

Potem też poszło nieźle i po jakiejś godzince spędzonej na szyciu, odpędzaniu Malucha od maszyny, cięciu, odpędzaniu Malucha od nożyczek, prasowaniu i odpędzaniu Malucha od żelazka króliczka poszła do Starszaczki na sesję zdjęciową.




Nie napiszę, że wyszło super, bo oczy mam i widzę błędy, których narobiłam. Ale i tak kocham moją króliczkę, bo jest MOJA :) I zrobiona własnymi łapkami, które troszkę mniej swędzą :P

czwartek, 1 sierpnia 2013

W międzyczasie.

Sprzątanie po remoncie trochę nam się wlecze. A to trzeba było porządnie wietrzyć przez tydzień (Maluch ma astmę), więc wyjechaliśmy. Potem nowe "dorosłe" meble dla Starszaczki musiały dotrzeć do nas. Dwa dni składania i nareszcie można zacząć rozpakowywać kartony z książkami, zabawkami i - najważniejsze :) - z robótkami. W międzyczasie jednak nie leniuchowałam. Pożyczyłam od malucha kredki...


...i projektowałam bransoletki robione ściegiem peyote. Nauczyłam się je robić na warsztatach na III DLWC a efekt można zobaczyć tutaj.


Na początek przerysowałam sobie tamtą bransoletkę a potem zaczęłam tworzyć inne. Fajna zabawa, ale jakoś najlepiej wychodzą mi proste, geometryczne wzory.


Będę się niedługo chwalić efektami przekładania tego na koraliki.

W zeszły weekend spędziłam przemiły wieczór z Lucynką. Ta znajomość jest dowodem na to, że świat jest bardzo mały. Poznałyśmy się grając w tę samą grę w sieci. Od słowa do słowa okazało się, że robótkujemy i blogujemy :) I nawet mamy wspólnych znajomych! Od Lucynki dostałam piękny frywolitkowy naszyjnik i kolczyki z koralików.


Do niej powędrowała bransoletka szydełkowo-koralikowa.


Dziękuję, Lucynko, za super wieczór :)