Bo swędzą...



Średnio raz na dobę czuję w nich jakieś mrowienie, oczy zaczynają szukać czegoś w domu, usiąść na ... nie mogę - no coś muszę zrobić. Ale to nie może być tak, że się jedną rzeczą zajmę na dłużej, dajmy na to na miesiąc, nie daj Boże cały rok :) To muszą być rzeczy ciągle nowe, najlepiej niezwiązane z sobą, żeby trzeba było szukać nowych narzędzi, przydasiów i innych drobiazgów. Kieszeń jeszcze tę moją chorobę wytrzymuje, ale jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie zmienić mieszkanko na dom albo jakiś magazyn wynająć :P

sobota, 9 lutego 2013

Urlop się zaczął :D

I to zaczął się robótkowo :) Byłam w Krakowie na kursie szycia patchworkowej poduszki z sercem. O kursie pisałam tutaj. Wstałam wcześnie rano, bo opowiadali, że w Krakowie śnieg, więc nie chciałam się spóźnić, jakbym w jakiejś zaspie utknęła :P Zdążyłam spokojnie, opowieści grubo przesadzone :)

Kurs prowadziła Julie Konrad-Kosicki. Jest z Wielkiej Brytanii, mówi dość dużo po polsku, ja po angielsku tylko rozumiem, ale się dogadywałyśmy. Niżej pokażę, jak powstawała moja poduszka, ale najpierw jeszcze napiszę, że się zakochałam strasznie w całym komplecie do cięcia, czyli nożu, macie i tej super-linijce :) Już wiem, na co będę polować w okolicach urodzin (a to już na szczęście niedługo). O maszynie z bajerami, elektronicznym wyświetlaczem, chyba setką ściegów (w tym mnóstwem ozdobnych) i stopką do pikowania z laserem nie będę pisać, bo i tak sobie takiej nie kupię, tylko niepotrzebnie ślinotoku dostaję :P

Ok, teraz poduszka. Najpierw na środku kwadratu przyszywałyśmy serce.


Potem z drugiej strony odcinałyśmy materiał, żeby za grubo nie było...


...bo na pierwsze serce przyszywałyśmy jeszcze drugie i trzecie. Każda z nas dostała zestaw w innych kolorach.



Potem Julie pocięła wszystkie kwadraty z sercami na cztery małe kwadraty i zaczęła się wymianka :)


Dostałam takie kawałki - prawy górny jest mój, reszta od innych. No właśnie, każda przyszywała mniej więcej na środku, więc trochę się to serce rozlazło, co widać na załączonym obrazku.

 

Ale od czego inwencja twórcza :) Pozszywałam kawałki tak, że serce się ładnie zeszło, za to góra - jak widać - zrobiła się szersza od dołu. Nóż zadziałał, i potem już wszystko ładnie wyglądało.


Tutaj doszyte dwa pierwsze elementy ramki.


A tutaj już cała bordowa i jasna - panel przedni gotowy.


Nie do końca, bo trzeba jeszcze ocieplinę doszyć, pikowałyśmy po szwach w środku i na zewnątrz bordowej ramki.


Nie jest to taka ocieplinka, jaką zwykle widziałam, ta jest bawełniana, tylko nie wiem, jak się nazywa, nie zapamiętałam angielskiej nazwy :/ Tutaj zbliżenie, może ktoś wie, jak to się nazywa? Gazynia, może ty?


Potem jeszcze plecki na zakładkę z beżowej bawełny (zdjęcia brak) i poduszka gotowa. Tutaj wypchana, Mała ukradła i już z nią śpi :)


Generalnie miło spędziłam czas, trochę się pouczyłam, tylko wolałabym przyszyć te serca jakimś zygzakiem, bo obawiam się, że po kilku praniach będą wystrzępione. 

Z tego wszystkiego powstał przy okazji mały tutek.

Siedzę w domu cały tydzień, pewnie niedługo powstanie coś na bazie tej poduszki :) Motywacja już jest :)

niedziela, 3 lutego 2013

Praca wre :)

Najpierw moje chustowe początki. Robię ją w każdym wolnym momencie i z każdym rzędem coraz lepiej mi to idzie. Już się nie mogę doczekać, kiedy będzie gotowa i będę się mogła nią otulić :)





Z mojego segregatora z pomysłami wybrałam coś, co przyda się mojemu Maluchowi już niedługo, po przeprowadzce do siostry. Mam nadzieję, że zdążę do wakacji.




Jako odskocznię od chusty - bo nie da się cały czas robić jednego - zaczęłam ćwiczyć koronkę siatkową. Wybrałam taki wzór:



Ale na razie nie mam nic do pokazania, bo już w trzecim rzędzie oczka przestały mi się zgadzać i trochę ich brakło przy końcu. Muszę jeszcze raz porządnie przeczytać lekcję i zabrać się do pracy :)

piątek, 1 lutego 2013

Pojedziemy na łów, na łów...

Najpierw rano wyjęłam ze skrzynki awizo. Oczka mi się zaświeciły - włóczka doszła!!! No, ale odebrać mogę dopiero po 17, więc przełożyłam wizytę na poczcie na "po pracy". Pojechałam do miasta, bo miałam w planach wizytę w księgarni. Ogłosili tam wyprzedaż z powodu likwidacji i upolowałam coś takiego:


Hehe, jak to mówią w Chinach - jeśli uczeń jest gotowy, mistrz sam się znajdzie :D

Segregator był osobno a do niego dobrałam ponad 15 zafoliowanych zestawów kart, w każdym zestawie coś koło 10 kart. To chyba były zestawy do zbierania, bo widać jakąś ciągłość. Karty podzielone na takie działy:






Co w środku, opiszę przy okazji, ale polowanie udało się pięknie, bo dałam za to w sumie 18 złotych polskich :)

Ale idźmy dalej. Po pracy zdążyłam na pocztę a tam kolejna niespodzianka, zamiast jednego listu - dwa. W pierwszym faktycznie włóczka. Piękna i mięciutka. Kolor troszkę przekłamany, ale jak już skończę chustę, to na pewno będzie lepsze światło - tak gdzieś koło lata :P




W drugim liście zamówione jakiś czas temu wstążeczki.















I o nich na razie cisza, bo one mają wziąć udział w małym tajnym projekcie, więc koniec gadania na ich temat :D W liście była jeszcze gazetka, ale o niej też przy okazji.

To tyle na temat zakupów i polowań, idę męczyć moją włóczkę :)